poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Garść narzekań, bo czasem trzeba..jak sie nie wie..

Amelka ma już zdjęte szwy po lewej stronie...teraz czekamy aż wszystko wewnątrz się unormuje ( miała przecież wycinaną niszę w kości czaszki) 30 sierpnia jedziemy na podłączenie lewego implantu.
Strasznie to przeżywamy.
Jakie będą jej reakcje na słyszenie obu uszne? Jakie dostanie ustawienia? Czy będą jej "stopniować" czy pójdą "na żywioł"- bo przecież w prawym implancie słyszała bardzo dobrze..nawet na 20-30dB.
Wiele pytań, trochę nerwów..i powoli dochodząca do naszej świadomości radość.
To wszystko co dzieje się wokół nas, ta nerwówka, stres, fakt, ze jeszcze kolejna operacja..że daleko do końca.. odbija się na nas.
Tomkowi sypnęło się kilka siwych włosów..ja jako,że osiwieć już zdążyłam dawno i całkowicie..trochę to odchorowuję mam tylko cichą nadzieję, że nie wróci to najgorsze..

Amelka czuje się dobrze, jest wesoła i uśmiechnięta. Daje nam siłę.
Po tym wszystkim co przeszła jest nadal radosna, nie traktuje tego wszystkiego jak złych doświadczeń, wręcz przeciwnie...przecież dzięki temu słyszy!
Zadziwia mnie jej świadomość - to niesamowite.

Zaczęły się nasze wyprawy do Warszawy.
W piątek 6 sierpnia podczas zdejmowania szwów, doktor przyglądał się też prawej stronie i uznał, ze trzeba to monitorować.
Na nic zdały się Tomka tłumaczenia, że przez dwa miesiące nikt się tym specjalnie nie interesował, że sami zachodziliśmy w głowę..co dalej i dziwiliśmy się, że nikt nie chce nas zobaczyć.
No to teraz mamy..wizyty monitorujące co tydzień.
Biorąc pod uwagę, że w dalszym ciągu nie mamy samochodu..a prosić znajomych już nie mamy od dłuższego czasu śmiałości zaczęliśmy jeździć busem.
Lublin-Warszawa>>2.40godz następnie WKD do Otrębusów>>45min i potem już tylko bus do Kajetan>>30min. powrót w odwrotnej kolejności;)
Wracamy padnięci, a Amelka odsypia takie wojaże 2 dni.

Mam tylko nadzieję, że podczas tej wizyty dowiemy się już konkretnie nt. dalszego leczenia i poznamy termin kolejnej operacji.


Pozdrawiam serdecznie wszystkich zaglądających, a szczególnie dziewczyny zostawiające po sobie ślad:***

wtorek, 3 sierpnia 2010

W szpitalu jest fajnie....



Bo jak może być niefajnie skoro w pokoju jest świetny kolega, z którym można się bawić jak z własnym bratem, który ma taki sam bandażyk i wenflon..i tak samo udaje, że go nie boli głowa żeby uniknąć podawania czopków przeciwbólowych.





Przy stolikach na korytarzu w ciągu dnia jest istny zlot małych pacjentów. Każdy znosi co ma najfajniejszego i można się razem bawić.





A w przerwie zabawy podsłuchać o czym rozmawiają rodzice.



Przed wyjściem na stołówkę, każda panienka powinna poprawić dyskretny makijaż ( w końcu to szpital) i pomalować usta błyszczykiem;)



Gdy podczas pobytu dopisze pogoda można wyrwać się do pięknego ogrodu w lesie, pogłaskać konika, osiołka lub renifera..jak kto woli.







Pośmiać się z mamy, że koników się boi, a osiołki mimo,że za ogrodzeniem omija szerokim łukiem.
"Latać" samolotem między drzewami...też można.



Tak, w szpitalu jest bardzo fajnie. Jest fajnie do tego stopnia, że tata długo musiał tłumaczyć, że czas do domu w którym wszyscy na nas czekają.
Dopiero obietnica szybkiego powrotu i ponownego spania w szpitalu zaowocowała uśmiechem na twarzy Amelki.




Jesteśmy do domu...




A my..? My do końca nie potrafimy oswoić się z faktem, że Amelka będzie miała dwa implanty.
Niby tego chcieliśmy, ale perspektywa była odległa..teraz czujemy, że stało się to poza nami.
Czas pokaże...
Przed nami jeszcze druga operacja.